Od Dżo-ha-ri!... do Joe i Harry
Trudno mi przypomnieć sobie dokładnie, kiedy pierwszy raz usłyszałem o Johari Window, ale bardzo dokładnie pamiętam, że pomyślałem sobie, że to pewnie jakaś dalekowschodnia mądrość. Dżo-ha-ri! Może coś związanego z buddyzmem zen? Niestety, dziś już wiem, że nazwa modelu pochodzi od imion dwóch ludzi z całkowicie zachodniej cywilizacji: Josepha Lufta oraz Harringtona Inghama. Nimb tajemniczości opadł zatem jak wczesnojesienna mgła nad krakowskimi błoniami. Cena wiedzy bywa druzgocząca.
Jednak właśnie dzięki temu, mogę opowiedzieć Wam dzisiaj o oknie obu panów, a właściwie o oknie każdego z nas. O tym, na ile uchylamy zasłon przed sąsiadami, ile pokojów zostawiamy w cieniu, a na ile sami ściągamy firanki z okien, aby zrobić sobie przepaski na oczy i nie widzieć już zupełnie nic. Do przedstawienia tej opowieści wiedzie wiele dróg, ale ja wybrałem sobie szczególnie metaforę domu. Zapraszam zatem, wejdźmy do środka!
Ja wiem, że Ty wiesz, a Ty nie wiesz, że ja wiem...
Na podstawowym poziomie okno Johariego to matryca, która porównuje ze sobą poziom świadomości (co wiem o sobie i czego nie wiem o sobie) oraz poziom otwartości (co ujawniam o sobie i czego nie ujawniam o sobie). Pomiędzy nimi są zatem możliwe cztery kombinacje. Kiedy ja coś wiem o sobie (np. że nie umiem grać na skrzypcach) i ujawniam to bez obaw teraz w tym artykule: to przebywamy razem w kwadracie otwartości. W metaforze domu, nazwiemy go sobie Salonem albo Pokojem Gościnnym. Jeśli jednak wiem coś o sobie, ale tego tutaj nie napiszę, choćby ze względu na dyskrecję, to znaczy, że jesteśmy w sferze ukrywania, która dla mnie będzie odpowiadała Sypialni albo Piwnicy. Tam przeważnie nie wprowadzamy gości.
Do tej pory, pełna kontrola jest po mojej stronie, ale czas to zmienić. Czytając ten tekst, możesz drogi Czytelniku/Czytelniczko, dowiedzieć się czegoś o mnie, choć sam nie zamierzałem wcale tego ujawniać. Np. dojrzysz jakiś rys mojej osobowości albo zdiagnozujesz poważne problemy z interpunkcją. Wtedy jesteśmy w obszarze ślepym, któremu przyporządkujemy Łazienkę. Do łazienki goście wchodzą na własne życzenie i kiedy chcą, i mogą zauważyć tam coś, czego my już od dawna z przyzwyczajenia nie widzimy.
Wreszcie na koniec, jest obszar nieznanego, są bowiem we mnie treści, procesy i energie, których sam nie znam, a inni również nie mają do nich dostępu. Nazwijmy je w naszym metaforycznym domu Kanalizacją, albo szerzej Instalacjami. Nie widzimy ich, są pod podłogą albo za ścianami, ale wiemy na pewno, że są, gdyż odczuwamy na różny sposób ich obecność. Tym bardziej, kiedy się psują.
Na obrazku wygląda to w ten sposób (kliknij, żeby przybliżyć):
Dlaczego warto mieć duży Salon?
Powyższe pytanie może brzmieć, jak żywcem wycięte z gazetki IKEI, ale w sensie psychologicznym, jest dla nas poważnym problemem: bo czy rzeczywiście warto być otwartym człowiekiem? Czy warto w związku z tym: ufać innym ludziom? Dzielić się z innymi kolorami swojej duszy? Mówić komuś o tym, że ma się z nim trudność? Dla Josepha Lufta – pomimo wszelkich ryzyk związanych z tym procesem – zasadniczo warto mieć duży i pojemny Salon. To dlatego, że istnieje bezpośrednia relacja pomiędzy tą otwartością, a otwartością na świat, na rzeczywistość, na wielorakie doświadczenia życia. Najlepiej streszcza to cytat poniżej:

Jeśli nie spędzasz czasu w Salonie (gdzie są duże okna, wpada światło i możesz popaptrzeć na igrającą na dachu srokę), to znaczy, że pewnie siedzisz zamknięty w Piwnicy, która stała się Twoim bunkrem. Jest tam pewnie bezpieczniej niż w Salonie (trudniej Cię znaleźć i, dajmy na to, ukraść Ci portfel), ale jest tam również ciemno, samotnie i naprawdę nie widać wcale, jak zmieniają się pory roku i jak wygląda dziś zachód słońca. To w Salonie odbywają się spotkania z innymy ludźmi i rozwijają przyjaźnie. To w Salonie masz dużo miejsca do pracy: zarówno samemu, jak i z innymi. W Salonie generalnie milej spędza się czas niż w piwnicy (tutaj jest miejsce na zabawę i na przyjemności). Salon jest blisko zewnętrznego świata: można często wyjść na balkon i pozdrowić podglądających Cię z okien sąsiadów (jeśli mieszkasz w mieście) lub podglądające Cię z lasu niedźwiedzie (jeśli mieszkasz na wsi).
Oczywiście, nie zasypujemy Piwnicy – o jej pozytywach będzie nieco niżej, ale teraz zastanówmy się, co możemy zrobić, aby nasz Salon piękniał i żeby w miarę możliwości rósł i rósł. Wyobraź sobie – ja też to teraz zrobię – że na świecie, a nawet na Twoim osiedlu jest może kilka, a może kilkanaście osób, które doświadczają życia w dużo barwniejszy i głębszy sposób niż Ty. Bardziej ich cieszy widok księżyca, napawają się entuzjazmem pierwszych ciepłych wiosennych wieczorów, śmieją się głośno na spotkaniach z bliskimi ludźmi. Dlaczego by do nich nie dołączyć? Dlaczego by nie odkryć, jakie jeszcze może być życie? To jest nasza motywacja dla większej otwartości.
Myślę, że możemy wskazać dwa główne kierunki pracy. Pierwsza, to zdobywanie się na większą otwartość w najbliższych relacjach: w miłości i w przyjaźni. Jeśli ukrywamy bardzo dużo nawet przed autentycznym przyjacielem, to jak maleńki jest nasz salonik! Mieści się w nim pewnie tylko nieduży stoliczek kawowy i jedno krzesełko. Stać nas chyba na więcej! Chodzi o mądre zaryzykowanie zaufania. Wybierz parę osób, wobec których możesz wynieść nieco rzeczy z Piwnicy. Współmałżonek, wypróbowany Przyjaciel, ukochana siostra czy brat – mogą być często takimi osobami.
Drugi kierunek jest pracą do wewnątrz: stawaniem się bardziej otwartym na samego siebie. Trening uważności może być świetnym narzędziem do tego. Kierowanie swojej uwagi na odczucia swojego ciała i na przepływające przez nie: emocje, ból, przyjemność, dyskomfort lub odczucia zmysłowe – to jeden z kluczy do Salonu. Wiele możemy się dowiedzieć o sobie, kiedy aktywnie zaczynamy się obserwować. Jak oddycham? Płytko czy głęboko? Gdzie moje ciało jest zmęczone i spięte? Jak wygląda w tej chwili krajobraz mojego umysłu. Otwieranie się na te wewnętrzne doświadczenia, z czasem otwiera nas też na radość obserwowania życia dokoła nas… Możemy zacząć bardziej być.
Kręte schody do Piwnicy
Wszelkie walory Salonu nie zmieniają jednak prawdy o tym, że żaden dobry dom nie składa się wyłącznie z salonów. Taki dom nazwalibyśmy Domem Ekshibicjonisty i nie chcemy iść tą drogą. Zacznijmy od tego, że ukryty przed innymi obszar jest czasami nie tyle Piwnicą, co raczej Sypialnią. Mam na myśli przestrzeń intymności i dyskrecji w nas. Albo po prostu nasze całkowicie zdrowe i potrzebne prawo do prywatności. Miło jest mieć w domu własny pokój czy gabinet. Nie jest miło, kiedy każdy może tam wejść z ulicy i przeglądać nasze szuflady i szafę. Po peanach na rzecz Salonu, przeczytajmy dla równowagi, co mówi o tym słynny egzystencjalista:

Zatem nie jest problemem to, że mamy Piwnicę, problemem jest to, kiedy rozbudowujemy ją kosztem innych pomieszczeń. Za duża otwartość to problem, ale za mała może być jeszcze większym. Pomyślmy o początkach różnych relacji, jak zaczynały się nasze przyjaźnie, albo droga do małżeństwa. To było jak ciągła przeprowadzka: przenoszenie rzeczy do Salonu. Skończyłem dziennikarstwo – pyk, w salonie! Grywam sobie na ukulele – już na półeczce. Tak i tak wyglądają moje relacje rodzinne – uff, duży, ciężki mebel do przeniesienia, można się przy tej robocie skaleczyć, ale trzeba przenieść, jeśli chcemy żyć naprawdę blisko siebie.
I jeszcze druga strona: jeśli w relacjach z innymi ludźmi zostawisz Salon pusty i prawie nic tam nie wniesiesz, poza podaniem swojego imienia, to Twoi goście będą zmuszeni użyć swojej wyobraźni. Zaczną się domyślać, co takiego jeszcze jest w tym Domu i nie zawsze te domysły będą działały dla Ciebie dobrze w różnych relacjach.
Cała sztuka polega więc na tym, aby nasza otwartość była adekwatna. Mamy bardzo dużą (nie całkowitą, ale wciąż bardzo dużą) kontrolę nad proporcjami Salonu i Piwnicy. Właściwie, to my wyznaczamy granice. Możemy stać się niepotrzebnie i naiwnie otwarci, zapraszając każdego Złodzieja do środka. Możemy stać się chorobliwie podejrzliwi i zabezpieczeni, prowadząc jednak samotne i wyblakłe życie. Możemy uczyć się mądrości, aby w różnych sytuacjach i różnych relacjach, wybierać to, co zdrowe i właściwe.
To jednak nie jest wciąż cały dom…
Czy podoba Ci się moja łazienka?
Tajemnicą poliszynela jest to, że są takie rzeczy w nas, które dla nas są niewidoczne, a inni – mają to, jak na dłoni. Nikt nie może zobaczyć własnej twarzy, co najwyżej jej odbicie. A najprawdziwszym lustrem są dla nas, po prostu, inni ludzie. Jeśli nie otworzymy się na ich pomoc: pozostaniemy ślepi… (Co prawda zawsze będziemy w jakimś aspekcie ślepi i należałoby się z tym też pokornie pogodzić, skala jednak naszej ślepoty ma ogromne znaczenie!). Lustrem, jakie podają nam inni, jest ich informacja zwrotna. Począwszy od: Masz na zębach ogromny kawałek szpinaka, po: Zachowałeś się w tej sytuacji grubiańsko.
Nazwałem ten obszar Łazienką w naszym domu, ze względu na to, że tak bardzo potrzebujemy w niej lustra (ktoś widział kiedyś łazienkę bez luster?) i dlatego, że inni, którzy wchodzą do niej po raz pierwszy, zwrócą uwagę na wiele szczegółów, które nam umykają z radaru. To rzecz jasna, też będzie metaforyczny smrodek, kiedy wychodzą na jaw nasze cienie i słabości. Ale również mogą to być naprawdę fajne rzeczy w tej łazience, których nie doceniamy (często inni ludzie lubią nas lub cenią za cechy, które my sami uważamy za mało interesujące).
Posiadanie łazienki ma poważne implikacje, o których poniżej ponownie Joseph Luft:

Luft mówi nam: chcemy czy nie, jesteśmy zależni od wzroku innych, nie możemy się całkiem ukryć. Tylko ich spojrzenie, może nam pomóc samemu zobaczyć coś więcej, a jednocześnie ich również spojrzenie może nas zaatakować i obnażyć. Takie niechciane przez nas odsłonięcie nazywamy ekspozycją, a Luft nie waha się nazwać jej psychologicznym gwłatem. To moment, kiedy ktoś stawia Ci przed oczy Twoją wadę albo błąd, ale robi to bez delikatności, a może nawet bez potrzeby. Przecież jeśli dotąd byliśmy na coś ślepi, to mieliśmy do tego dobre powody (jak każdy). Prawda, kiedy przychodzi do nas zbyt szybko, może być jak nagłe wyciągnięcie z piwnicy do światła. Można od tego oślepnąć.
Zmniejszanie obszaru ślepego jest jednak generalnie w naszym interesie i mamy nad tym procesem pewną kontrolę. Możemy przyjść do naszego Przyjaciela, zaprowadzić go do naszej Łazienki i zapytać go: Co widzisz? Jak podoba Cię (albo nie) moja Łazienka?
Instalacje, które dają życie
Kiedy myślę o ostatniej przestrzeni w nakreślonym w tym tekście Domu, to mam ochotę się szeroko uśmiechnąć. Może nawet szerzej niż w Salonie. To obszar nieświadomego: na ten moment ukrytego i przed mną samym i przed innymi. Dlaczego więc ten uśmiech? Wybrałem tutaj metaforę różnorakich instalacji, które są tak niezwykle ważne dla całego budynku. Dają ciepło. Zapewniją wodę. Odprowadzają nieczystości. Są w nich źródła naszej energii. Ich odcięcie, to jak pozbawienie się elektryczności. Dom stanie się zimny, ciemny, nie do życia. Nawet z Salonu wszyscy pouciekają. Czerpanie z nieświadomego, to niewyczerpane źródło w nas. Luft pisze o tym ostatnim kwadracie tak:

Oczywiście, ten irracjonalny obszar również może przerażać – w nocy coś może skrobać pod podłogą, jakby schowany tam potwór. I pewnie niejeden Potwór tam rzeczywiście siedzi, o czym przekona nas pierwszy spotkany na ulicy psychoanalityk. Może tam być gniew, o który byśmy się nie podejrzewali, albo zarzewie tak głębokiego smutku, że czyha on tylko, by wylać się w nas jako depresja. Jednak tam również ukryte są prawdziwe skarby. Talenty, marzenia, pasja do tworzenia i do budowania relacji, źródła wszelkich emocji i wzruszeń, scenografie naszych snów i koszmarów, potencjał naszej osobowości i nierozwinięte jeszcze zdolności. Tak, można śmiało powiedzieć, że nasze własne Instalacje nas przerastają, możemy założyć, że są znacznie większe niż cały nasz Dom, który znamy.
Post Scriptum
Tekst ten o metaforze Domu, rozrósł się już do tak nieprzyzwoitych rozmiarów (patodeweloperka), że zamiast podsumowania, wymienię tylko kilka ogólnych praw, które rządzą całym oknem Johariego. Wnioski i refleksje pozostawiam Wam, oby ta teoria nie pozostała wyłącznie intelektualną igraszką, ale weszła w jakiś owocny sposób w nasze życie. 🙂
Wybrane zasady rządzące oknem Johariego:
- Zmiana w jednym okienku, pociąga za sobą zmiany we wszystkich.
- Ukrywanie czegoś, zaprzeczanie albo pozostawanie na coś ślepym zawsze pochłania energię.
- Poczucie zagrożenia zawęża świadomość, podczas gdy wzajemne zaufanie - rozszerza.
- Wymuszanie otwartości [ekspozycja] jest szkodliwe i nie przynosi dobrych rezultatów.
- Wrażliwość oznacza uszanowanie obszarów nie ujawnianych przez innych.
- Im mniejszy obszar otwartości, tym gorsza jakość komunikacji.
- Istnieje uniwersalna fascynacja obszarem nieznanym, ale jest ona blokowana przez trening socjalizacyjny.
- Uczenie się społeczne oznacza w praktyce, że okienko otwartości rośnie.
Notka bibliograficzna:
Hej, hej! Zobacz także:
- Okno Johari (Johari Window) || materiał do pobrania z Księgarenki
- Tańcząc z indykami. Czyli o akceptacji wewnętrznych natrętów. || artykuł na Tekstowisku
- Ile jest Romków w Romku? Czyli o wielu duszach w nas. || artykuł na Tekstowisku
- Wiejski głuptas i Robocop || ćwiczenie na autorefleksję z zestawu Praktykarni
- Trzy stany Ja - analiza transakcyjna || materiał do pobrania z Księgarenki
Jeśli chcesz mnie wesprzeć, postaw mi kawę.
Doda mi sił, kiedy znów usiądę do pisania:)
