Lęk przed pewnym spotkaniem
Zastanawiam się czasem, czy dogadałbym się sam ze sobą, gdybym spotkał gdzieś przypadkiem, w jakimś krakowskim parku, na placu zabaw – siebie sprzed lat. Małego Wojtusia. Bardzo możliwe, że zażenowany, uciekałbym wzrokiem. Być może wolałbym ukryć prawdę, że jestem jego przyszłością. Nie chciałbym, aby dostrzegł w moich oczach utratę niewinności i prostoduszności. Żeby dowiedział się, że i ja zaznałem już owocu z drzewa poznania dobrego i złego. Nie chciałbym, aby dostrzegł ból, którego nie spodziewa się przecież od życia, wciąż pełen ufności i wiary. Zakorzeniony w chwili obecnej. Przeżywający każdy dzień jak święto, spektakl i tajemnicę. Dla niego kosmiczny zegar bije inaczej. Jego czerwiec to sto lat, to dziejowa epoka. Mój to tylko kilka chwil. Przeminie, zanim nasyci serce.

Nade wszystko, czułbym jednak chyba nabożny lęk. To nic, że teraz mam za sobą lata kształcenia. Więcej niż jeden kierunek studiów. Skomplikowane kursy i dumne certyfikaty. Nic to, że mam rachunek oszczędnościowy i mogę kupić bilet na podróż w każdą stronę świata. Nic to, że mam pracę i przeczytałem tyle książek. Nic to, że znam języki. Ubogi jestem przy tym chłopcu. On nosi w sobie tajemnicę. Zna język życia, którego ja już zapomniałem. Mokra po deszczu ziemia, rozmowa z psem i cały świat duchowy – to dla niego swojski dom. Mały Wojtuś to mistyk, a ja jestem już tylko ekspertem. On rozmawia ze wszystkim, co żyje – ja komunikuję się więcej z maszynami niż ludźmi. On zna dobrze zimny majowy poranek, długi lipcowy wieczór, zapach października. Ja żyję jak za szkłem. Zamknięty w klatce budynków, puszek, ekranów i betonu.
Dziecko w nas i dziecko przed nami, ma – jak pisał Janusz Korczak – nade wszystko prawo do szacunku. To pierwsze prawo, które jesteśmy mu winni, ale by okazać je szczerze i w pełni, musimy wraz z dzieckiem przeciwstawić się silnym prądom kultury, którą oddychamy na co dzień. A to wcale proste nie jest.
co jabłko, zielona ruń, ile łan dojrzały. Mówimy: przyszły człowiek, przyszły pracownik, przyszły obywatel.

Dzieciństwo, mała kosmogonia.
Czy istnieje życie na żarty? Nie, wiek dziecięcy – długie, ważne lata żywota człowieka – pisze Korczak. Długie, ważne. Życie dziecka ma już swój ciężar i powagę, choć czasem trudno nam to zauważyć za zasłoną wygłupów i uśmiechów. Czasem nie chcemy tego dostrzec, bo kto może znieść taką odpowiedzialność? Ziarna przyszłej depresji i uzależnienia, rozwijają się w dziecku obok ziaren poczucia własnej wartości, odpowiedzialności i miłości. Charakter i przyszły los kształtuje się w małym człowieku pod naporem ogromnych sił psychicznych, emocjonalnych i fizycznych, niczym nowa gwiazda rodząca się wśród potężnych kosmicznych energii grawitacji, światła i ciemności, żaru i krystalicznego mrozu. Dzieciństwo to ukryta przed nami kosmogonia. Narodziny nowego świata. Czy świat ten będzie się nadawał do zamieszkania? Czy będzie przyjazny dla człowieka? Czy będzie tam kwitło życie, czy zakryje je wieczna zmarzlina? Dzieciństwo – długie, ważne, dramatyczne wręcz, lata naszego życia. Strach nawet pomyśleć. Co z niego wyrośnie? – pytamy niepewnie.
Ono właśnie ma słuszność.

W wieku dorosłym, większość z nas – jeśli nie wszyscy – stajemy się niewolnikami przyszłości. Uczymy się tego i trenujemy w tym, szczególnie w świecie pracy. Jutro ma dla nas większe znaczenie niż dziś. Mamy długo- i krótkoterminowe cele. Mamy plany i projekty. Wykresy Gantta i kamilenie milowe. Kiedy wejdziemy na jeden szczyt, od razu szukamy następnego. Droga i podróż straciły wartość samą w sobie. Po co iść piechotą, skoro prędzej pojechać? Jeśli można skrócić drogę do celu, zróbmy to! Jeśli jadę samochodem do biura, to jak najprędzej. Cała nasza głowa wyprzedza dalece ciało. Czasem widać to po sposobie, w jaki się poruszamy: wychyleni nienaturalnie do przodu, jakby umysł wściekał się na ciało, że może zrobić tylko jeden krok na raz. On sam jest już gdzieś daleko z przodu.
Abyśmy naprawdę potrafili szanować dzieci i dzieciństwo, musimy zacząć szanować dzień dzisiejszy i każdy ułamek z procesu zmian i dojrzewania. Jeśli dziecko podróżuje przez czas w stronę dorosłości, to jest ono pełnowartościowe, na długo zanim tam dotrze. Jest pełnowartościowe już dziś. Cieszymy się kwiatami, a przecież są one tylko dzieciństwem dla dojrzałego owocu. Jutro jest ważne, ale czy to nie dziś jest ważniejsze? Czy nie powinniśmy trenować się raczej w zadowoleniu z chwili obecnej? Gdybyśmy potrafili bardziej się nią cieszyć, bliżej by nam było i do dzieci, i do rzeczywistości…
Dzieciństwo to kontrkultura

Jestem przekonany zresztą, że dzieci to urodzeni kontrkulturowcy. O wiele bardziej prawdziwi i radykalni niż każda buntownicza grupa młodego pokolenia. Jeśli to homo rapax, człowiek brutalny i żarłoczny, silny i chciwy – jak stwierdza Korczak – rządzi współczesnym światem, to jakże daleko do tego miejsca w społeczeństwie dziecku! Żeby zyskać uznanie w świecie, trzeba okazywać siłę. Liczy się moc intelektu, liczą się talenty, zdolności, spryt i wiedza. Liczą się znajomości. Dobrze wyróżnić się mięśniami, szczupłą sylwetką, ładną fryzurą i modnym ubraniem. Świetnym obyciem i ładnym wysławianiem się. Doskonale mieć wyraziste poglądy i tzw. charyzmę. Kluczowa jest niezależność. Trzeba mieć też kasę, móc pochwalić się wielkiem domem, luksusowym samochodem i egzotycznymi wakacjami. Należy dążyć do siły i wielkości, władzy i sprawności. Sławy, rozpoznawalności i podziwu. Dziecko nie ma jeszcze swojego miejsca w takim świecie. Samymi swoimi cechami i zachowaniami – jest obrazą dla tej kultury i jej wartości. Wystarczy, że będzie zwykłym dzieckiem.
Co gorsze, dziecko jest słabe. Możemy je podnieść, podrzucić do góry, wbrew woli posadzić...

Zatem, kiedy my dążymy do wielkości, dziecko – jest małe. Mniej go jest. Kiedy my chcemy być widoczni, dziecko jest ukryte. Kiedy my chcemy pochwalić się produktywnością – dziecko bazgra w zeszycie i obserwuje długo i uważnie ślimaka, choć nikt mu za to nie zapłaci. Kiedy my cenimy siłę – dziecko nie podniesie nawet skrzynki z narzędziami. My chwalimy się sprawnością, dziecku często wypadnie z dłoni filiżanka z herbatą. My rozgrzewamy do czerwoności nasz intelekt, a dziecko niewiele jeszcze przeczytało, niewiele wie i prostaczek z niego, czasem wprost wstydliwy dla nas. Kiedy my kontrolujemy i ukrywamy cały stos naszych myśli i uczuć, dziecko wprowadza nas w zażenowanie szczerością i głębią emocji, i to przeżywanych wprost na oczach świata.
Tak, dzieci to kontrkultura, którą staramy się nieraz oswoić lub zdławić. A najlepiej, szybko zmienić. Nauczyć, wytrenować, ustawić – aby zaczęło rokować dla tego świata. Aby prędko mogło zająć swoje miejsce wśród homo rapax.
Język szacunku

Janusz Korczak, ale też inni pedagodzy (jak np. Haim Ginott) zwracali baczną uwagę na specyficzny język, jakiego dorośli używają niekiedy w stosunku do dzieci, aby ich w gruncie rzeczy poniżyć i zawstydzić. Są szczególne słowa – rzeczowniki i czasowniki – których adresatami, co do zasady, nigdy nie są inni dorośli, ale wyłącznie dzieci. W tych słowach kryją się nagana, poczucie winy, skarga, a czasem szyderstwo. Czy słyszałeś je kiedyś w stosunku do siebie (zapewne we własnej dziecięcej przeszłości)?
- Dziecko beczy (dorosły oczywiście płacze albo roni łzy). Dziecko to mazgaj albo beksa (dorosły jest wrażliwy).
- Dziecko się guzdra (podczas gdy dorosły wykazuje się godnym pozazdroszczenia opanowaniem).
- Dziecko pyskuje (tam, gdzie dorosły tylko się sprzeciwia albo dyskutuje).
- Dziecko to niezdara i ciamajda (podczas gdy dorosłemu powiemy grzecznie, że nabierze wprawy z czasem).
-
Dziecko to gamoń,
matoł, a nawet malowane cielę lub zakuty łeb (dorosły jest co najwyżej, po prostu głupi).

Wprost niewiarygodna jest kreatywność i obrazowość metafor, jakie dorośli wymyślili, żeby w gruncie rzeczy, obrażać dzieci. Spójrzmy na to świeżym okiem, z należnym tym frazom zdumieniem. Np. głąb kapuściany – czy powiedziałeś tak kiedyś do swojego prezesa? Barani łeb – to biorę szczególnie do siebie! Ciepłe kluchy, beksa-lala, maminsynek. Można by zbudować cały słownik. Jeśli mamy okazywać dziecku szacunek, musimy naprawdę przyjrzeć się naszym słowom.
Wspomniany już Haim Ginott proponował dorosłym (szczególnie rodzicom, których nerwy narażone są na największy stres, przeciążenia i wyzwania…) następujące ćwiczenie, które pomaga zmienić sposób komunikacji na bardziej pełny szacunku. Wyobraź sobie, że Twoje dziecko przewróciło przypadkiem Twój kubek kawy. Co Ci przychodzi na myśl? Często słowa odbierające szacunek, bo sam nasłuchałeś się takich w przeszłości: Ty niezdaro! Czemu nigdy nie uważasz? Przestań się zachowywać jak w dżungli itd… A co byś powiedział, gdyby to samo zrobił Twój gość, którego zaprosiłeś do swojego domu? Czy nie powiedziałbyś raczej: To nic takiego. Nie przejmuj się. Daj spokój, po prostu zrobię sobie kolejną… Widzisz, masz w sobie potencjał wielkiej empatii, żeby chronić dobre samopoczucie, uczucia i poczucie własnej wartości swojego gościa. Rada Haima Ginotta jest zatem prosta: traktuj (własne) dziecko, tak jak potraktowałbyś swojego miłego gościa. Nie atakuj, nie porównuj, nie poniżaj.
Post Scriptum
Gramy z dziećmi fałszowanymi kartami. Pozujemy na doskonałość.

Trudno nam nauczyć się szacunku do dzieciństwa i dziecka. Ale nie zaszkodzi spróbować. A co jeśli naprawdę spotkam kiedyś swoje dawne, dziecięce ja – nie wiem kiedy i jak, ale gdyby tak się jednak stało… To czy nie byłoby dobrze, poczuć się przy nim całkiem swobodnie? Czy nie byłoby dobrze wiedzieć, jak z nim porozmawiać słowami pełnymi szacunku? Szacunek do dziecka, to także szacunek dla tego, jakie wartości- także symbolicznie – niesie ze sobą postać Dziecka i czas Dzieciństwa. Często nie są to te wartości, które znajdują uznanie w oczach dorosłych czy w świecie biznesu. Są to wręcz kontr-wartości, czy potrafisz je również uszanować i pokochać? Spójrz na listę poniżej i zastanów się nad tymi propozycjami:
- I. Dziecko jest małe. Czy potrafisz szanować to, co małe, nieokazałe, nierozwinięte, skromne i ukryte?
- II. Dziecko jest jeszcze słabe. Czy potrafisz okazać szacunek temu, co sobie nie radzi, popełnia błędy, potrzebuje pomocy?
- III. Dziecko jest bardzo młode. Czy masz szacunek dla tego, co niedoświadczone, naiwne, proste, zależne i niedojrzałe?
- IV. Dziecko jest proste. Czy masz szacunek dla tego, co szczere, niezbyt intelektualne, zwyczajne i ufne?
- V. Dziecko żyje dniem dzisiejszym. Czy uszanujesz chwilę obecną, odkładając czasem na bok przeszłość i przyszłość?
- VI. Dziecko jest ubogie. Czy potrafisz obdarzyć szacunkiem to, co biedne, niematerialne, niewykształcone, bez wpływów?
Notka bibliograficzna:
Hej, hej! Zobacz także:
- Salon, piwnica, łazienka i kanalizacja. Czyli o oknie Johariego. || artykuł na Tekstowisku
- Młode wino w starych beczkach. Czyli o słowach, które łapią emocje. || artykuł na Tekstowisku
- Droga asertywności || program szkoleniowy z oferty Warsztatowni
- Stoliczek twoich praw || ćwiczenie na autorefleksję z zestawu Praktykarni
- Asertywność. Być sobą (e-book) || materiał do pobrania z Księgarenki
Jeśli chcesz mnie wesprzeć, postaw mi kawę.
Doda mi sił, kiedy znów usiądę do pisania:)
