Photo by Hasan Almasi on Unsplash
Którędy do spokoju ducha?
Poranna scenka rodzajowa:
Przypominam rower do stojaka.
I to wcale nie w roztargnieniu. Robię to pieczałowicie. Sprawdzam (dwukrotnie) czy wszystko gra.
Odchodzę (niby spokojnie) w stronę drzwi do biura.
Robię góra cztery kroki, kiedy znikąd opada na mnie szara chmura zwątpienia.
– Czy ABY NA PEWNO dobrze zapiąłem rower?
– A może jednak ŹLE przełożyłem łańcuch przez ramę?
– Czy nie porzuciłem go przypadkiem na pastwę nikczemnych ZŁODZIEI rowerów?
Może tak lepiej zawrócić i… sprawdzić jeszcze raz? Tak, na wszelki wypadek. Jakby co. Wiadomo, strzeżonego…
Wydawać by się mogło, że kontrola sprawia, że poczujemy się bezpieczniej. Ale to nie (cała) prawda. Trochę kontroli – być może, owszem, tak. Ale (zbyt) dużo kontroli – oj, już wcale nie! Paradoks polega na tym, że jest wprost przeciwnie. Im bardziej kontrolujesz, tym gorzej z Twoim poczuciem bezpieczeństwa! Do tego typu kontroli zalicza się także wszelkie umysłowe rozrywki takie jak:
1. Uporczywe spędzanie całego Dzisiaj na zapobiegliwe planowanie Jutra.
2. Analizowanie problemów (oraz potencjalnych przyszłych problemów), intelektualne przenicowanie ich na dziesiątą stronę.
3. Nałogowe sprawdzanie wciąż czy wszystko gra: Czy czegoś nie zepsuliśmy/nie zgubiliśmy/nie pomyliliśmy?
4. Budowanie sieci zabezpieczeń i ubezpieczeń, niczym zasieki przed każdym możliwym niebezpieczeństwem.
5. Gra w mało zabawną grę pod tytułem: A co jeśli…? (np. A co jeśli nie domknąłem okna i trąba powietrzna zmiecie moją kuchnię z powierzchni ziemi?)
Hiperkontrola to fałszywy przyjaciel. Obiecuje, że zapewni Ci pogodę ducha i spokojną przyszłość. A tak naprawdę, zatruwa i skraca dni Twojego życia przez zgryzotę i zmartwienia. Ponieważ, im bardziej kontrolujesz wszystko, tym bardziej czujesz przymus, aby kontrolować jeszcze więcej. Nadmierna kontrola jest jak narkotyk, aby czuć się choć przez chwilkę dobrze, musisz brać jej coraz większe dawki. Życie staje się nieprzyjemne. Staje się takie dla Ciebie. Staje się takie dla ludzi wokół Ciebie.
Trzeba też zrozumieć w tym wszystkim naszą podświadomość (którą podtrzymuje potem tę wewnętrzną spinę). To nie jej wina. Jeśli wzmagamy intensywną kontrolę i czujność, to coś w głębi naszego umysłu rozumuje mniej więcej tak: Ojej, skoro tak się spinamy, to coś jest naprawdę nie tak. Gdzieś tutaj czai się Wielkie Niebezpieczeństwo. I nasz niepokój, siłą rzeczy, podnosi się. Stąd, im usilniej wgryzamy się w problem, tym bardziej (a nie mniej) nas on dręczy. Wpadamy w spiralę: niepokój popycha nas do wzmożonej kontroli, a wzmożona kontrola nagłaśnia emocjonalny niepokój. Im mocniej ściskamy kierownicę, tym bardziej zaciskają się na niej nasze palce. Kończy się to przykrym emocjonalnym skurczem, stajemy się po prostu kłębkiem nerwów. Wpadliśmy w pułapkę, z której wydobyć nas może tylko jedno… szlachetna sztuka odpuszczania.
Mniej poważ(a)ni koledzy intelektu
Niestety, nie opanujesz jej w swoim życiu, jeśli zadanie odpuszczania powierzysz w ręce swojego intelektu. Pan Intelekt to Twój niezwykle zasłużony i wykwalifikowany pracownik. Wybitny i ambitny. Prawdę mówiąc, pracoholik, który chętnie bierze na siebie wszystko, co masz do zrobienia w życiu. Jest specjalistą do spraw Zaopatrzenia Domu, głównym planistą i organizatorem Wakacji, Księgowym Twojego Domowego Budżetu, a różne życiowe problemy związane ze światem zewnętrznym, rozwiązuje on niczym sudoku. Wiele dobrego można o nim powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest Panem Wyluzowanym. O nie, Pan Intelekt to nie Luzak. Nie chodzi w dresie. Nigdy nie leży na plaży. Nie ogląda beztrosko chmurek. Nie doświadcza błogości. Krępuje go bezczynne siedzenie w miejscu. Dla niego Wszystko to Zadanie, a zatem także Wielka Mobilizacja. Jeśli powierzysz mu Zadanie Odpuszczania, to… będzie się go trzymał kurczowo. Będzie się spinał, żeby odpuścić. Dla niego to nierozwiązywalny koan. Nigdy z nim tam nie dotrzesz.
I tu wielu ludzi rezygnuje, mówi sobie: To niemożliwe, żeby tak po prostu coś odpuścić. Moja głowa mi na to nie pozwala! Nie powinniśmy jednak pochopnie wywieszać białej flagi. Intelekt to przecież tylko część Ciebie, a nie cały Ty, zgadza się? Kto wie, może nie jest on nawet najważniejszy (choć dla Pana Intelektu, taka wątpliwość to czysta herezja!). Masz jeszcze innych wewnętrznych pracowników do wykorzystania. Czas ściągnąć ich wreszcie z urlopu! Może już dawno z nimi nie pracowałeś. Jednym z nich jest wyobraźnia, a drugim – twoje ciało.
Jak najpowszechniej wyraża się głębia naszej podświadomości? Poprzez sny, prawda? A sny to nic innego, jak swobodna, a zarazem niesłychanie przenikliwa twórczość naszej wyobraźni. Zatem, aby wpłynąć pozytywnie na to, co nie zależy bezpośrednio od naszej świadomej woli (czyt. automatyczna napinka), możemy skorzystać właśnie z tej wspaniałej ludzkiej zdolności. Takie ćwiczenia nazywa się zwykle wizualizacjami albo po prostu specyficzną formą medytacji. Jeśli obrazy w naszym umyśle komunikować będą poczucie bezpieczeństwa i lekkości, mogą zaprowadzić nas, kroczek po kroczku, do częstszych chwil spokoju i pogody ducha.
Dodajmy jeszcze do tego nasze ciało. Cudowne, lecz zwykle obarczone krytycyzmem i perfekcjonistycznym niezadowoleniem z siebie. Ciało nie ma lekko w naszej kulturze, podczas gdy powinniśmy je codziennie podlewać głęboką wdzięcznością i karmić szacunkiem. Niestety, jeśli całe życie podporządkowaliśmy pod dyktando Pana Intelektu, to nasze ciało wiedzie smutne i sieroce życie – życie Kopciuszka. Bowiem, z punktu widzenia Pana Intelektu, ciało to tylko nieco fajtłapowaty (i zawodny) wehikuł do przenoszenia umysłu z miejsca A do miejsca B, kiedy zachodzi taka potrzeba. Ale Ciało-kopciuszek jest w rzeczywistości czymś znacznie więcej. To w nim pulsuje nasze życie, kryją się w nim nasze emocje i mieszka w nim nasza świadomość. Dlatego też postawy i gesty ciała – zwłaszcza kiedy nadamy im również symboliczne znaczenie – pomogą nam zmienić coś na bardzo głębokim poziomie (sam intelekt tak głęboko nigdy nie zejdzie). Poza tym, jesteśmy to winni naszemu ciału, to ono przecież najbardziej napina się i cierpi, kiedy przesadzimy w naszym życiu z hiperkontrolą. Boli nas kark, bolą plecy i bolą mięśnie twarzy, gdy za mocno ściskamy kierownicę życia.
Dopełniliśmy tam samym obszernego wstępu do tego artykułu, uff! W skrócie, sprawy wyglądają tak:
1. Wiemy już, że hiperkontrola stanowi sama w sobie poważny problem.
2. Wiemy już, dlaczego nie pomoże nam go rozwiązać Pan Intelekt.
3. Wiemy też, że możemy zwrócić się po pomoc w stronę naszej własnej wyobraźni oraz ciała.
I tu właśnie zaczyna się wreszcie nasza przygoda z metaforą. Wybrałem siedem symbolicznych obrazów, które możesz wykorzystać do praktykowania odpuszczania. Odpuszczania kontroli, analiz, zmartwień, uporczywych myśli o przyszłości i przeszłości, lęków, myśli o kolejnych zadaniach i obowiązkach, odpuszczania też pesymizmu, rozczarowania, nieadekwatnego wstydu, przedłużającego się poczucia winy czy zagniewania itd…. Każdy z nas niesie na swoich barkach coś, co lepiej byłoby już dawno ODPUŚCIĆ…
Obraz #1. Woda myśli za mnie

Rzeki to moja miłość. Do tego stopnia, że do jakiegolwiek miasta bym nie zawitał, szukam okazji, żeby posiedzieć nad rzeką czy choćby rzeczką, która przez nie płynie (ostatnio był to Wisłok w Rzeszowie:). Zachwyciło mnie kiedyś następujące haiku, które tę moją pasję najlepiej tłumaczy (autor: Bob Boldman, tłum. Czesław Miłosz):
Idę z rzeką
Woda myśli za mnie
Płynąca rzeka to pojemna metafora. Możemy w niej zobaczyć niepowstrzymany upływ czasu, nieustanną dynamikę przemian w życiu oraz własne wnętrze (płynące przez nas uczucia i – nomen omen – strumień świadomości). Jeśli zatem chcesz odpuścić coś, co już się wydarzyło, idź nad rzekę. Usiądź przy niej, spoglądając w stronę, w którą płynie – będzie to tak, jakbyś spokojnie patrzył na odchodzącą przeszłość. Rzeka nauczy Cię, że to już odeszło, że czas już to wypuścić z rąk. Potrzebowałem tego ćwiczenia, kiedy opuszczałem z bólem serca miejsce, które było moim zawodowym domem przez kilka dobrych lat. Ta medytacja pomogła mi zaakceptować konieczne zmiany i rzeczywistość tego rozstania.
Jeśli chcesz, możesz rozbudować sobie to ćwiczenie o dodatkowy gest. Przygotuj wtedy i zabierz ze sobą statek z papieru. Możesz w nim nawet ukryć konkretne słowa, które wyrażają to, z czym pragniesz się pożegnać. Idź nad rzekę, wypuść statek i pozwól mu odpłynąć wraz z wodą. Odpuść to, co było. Pomachaj temu na pożegnanie.
Obraz #2. Moje myśli jak śnieg
Bardzo lubię też siedzieć w promieniach słońca. Czasem zamykam oczy, aby wyraźniej poczuć, jak dotykają one mojej twarzy. Niekiedy, niemal czuję, jak wtedy mięknę, także w środku – już nie muszę być taki twardy i w ciągłej gotowości do pracy albo samoobrony. Pewnej niedzieli, kiedy w mojej głowie kotłowało się za dużo niespokojnych i gorzkich myśli, wyszedłem na balkon, usiadłem i skupiłem uwagę na ogrzewającym mnie słońcu. Przyszło wtedy do mojej głowy następujące haiku:
Położyłem przed słońcem
moje myśli jak śnieg
aby stopniały
Wyobraziłem sobie, jak spod mojego serca wygrzebuję warstwy śniegu i lodu, które mrożą moje wnętrze. Śnieg zimnych i smutnych myśli. Zobaczyłem, że mogę je wszystkie położyć przed słońcem i patrzeć, jak topnieją bez mojego udziału, tylko dzięki temu, że je puszczam. Dzięki temu, że koncentruję uwagę na tym, co dobre i piękne, za co mogę być wdzięczny. Począwszy do słońca, które mnie oświetla i grzeje. Tu i teraz.
Wyjdźże na słońce. Wygrzeb z serca lodowate myśli.

Obraz #3. Oderwij moje zmartwienia!

Pozostajemy w kategorii: czuły kontakt z naturą. Była woda i słońce, a teraz czas na wiatr. Napiszę kiedyś o tym książkę, mam już nawet świetny tytuł: Moje ciało i wiatr (brak mi tylko fabuły, bohaterów i całej reszty:). Jak dobrze wiesz, dotyk wiatru bywa bardzo odmienny w swej formie, czasem to łagodne muśnięcie policzka, a czasem uderzenie jak z bicza strzelił, które porywa czapki i cofa rowerzystów na ich ścieżkach. Skupimy się teraz na tym drugim rodzaju spotkania z wiatrem. Niech to będzie wiatr gwałtowny, gniewny, wręcz agresywny!
Bo też, aby oderwać od nas pewne psychiczne przyssawki, potrzeba nieraz gwałtownej energii. Przykładem są dla mnie drzewa targane wichurą. Przed moim mieszkaniem rośnie brzoza, uwielbiam słuchać jak szumi na silnym wietrze i obserwować jak kręci się i zgina, jakby tańcząc z porywami wiatru. Czasem, zwłaszcza jesienią, odrywają się od niej wtedy liście. Bywa, że zmienia się to w prawdziwy spektakl deszczu ze złotych listków…
Kiedy przyczepiły się więc do Ciebie zmartwienia, bądź jak taka brzoza – wyjdź na porywisty wiatr. Pozwól mu oderwać swoje troski. Niech Ci je ukradnie. Strać trochę ze swojej kontroli nad biegiem spraw. Rozłóż ręce, wystaw twarz w stronę wichury. Niech wiatr zabierze Ci te wszystkie rzeczy, które Ci ciążą. Puść je z tym wiatrem. Daj mu się trochę poszarpać 🙂
Obraz #4. Pociąg zwany Dniem Wczorajszym
Nie tylko przyroda może być naszym źródłem inspiracji i nauczycielem. Nie gardźmy też dziełami człowieka. Ja na przykład, należę do grona entuzjastów pociągów. Lubię tory kolejowe, lubię dworce, lubię kawę kupowaną przed podróżą, kiedy mam na sobie 20-litrowy plecak. Piękne to są chwile! I dobrze jest mi też od czasu do czasu popatrzeć sobie na odjeżdżające pociągi. Dostrzegacie już analogię do ćwiczenia z rzeką? 🙂
Pociąg (inaczej niż rzeka) odjeźdża szybko i znika nam zaraz całkiem z oczu, tak jak często szybko mija nam czas. Bywa, że naprawdę ciężko nam się rozstać z Dniem Wczorajszym.
Trudno nam pożegnać się z dzieciństwem, za którym wciąż czasem tęsknimy. Z młodością, która uciekła nam jakoś zbyt prędko. Z marzeniami albo ambicjami, których już ostatecznie nie udało nam się zrealizować (już nie zostanę zawodowym piłkarzem…). Z tym, że pod pewnymi względami życie ułożyło się inaczej niż zakładaliśmy. Albo, że rozjechały się nasze kolejowe tory z kimś, kto był dla nas bardzo drogi przez długi czas. Ktoś odjechał w inną stronę. Być może ktoś całkiem już zniknął z tego świata.
Mam takie miejsce, gdzie kładka dla pieszych biegnie dokładnie nad torami kolejowymi. Zdarza mi się chodzić tam, aby popatrzeć na odjeżdżające pociągi. Są jak obrazy, które pomagają mi uśmiechnąć się do konieczności przemijania. Odprawdzam je wzrokiem aż po horyzont. Cieszę się, że choć przez chwilę różne pociągi, czyli sprawy, ludzie i miejsca były obecne w moim życiu. Nie próbuję już zawracać tych pociągów na siłę.

Obraz #5. Głowa lekka jak balonik

Myślę, że też znasz to uczucie. Czasem moja głowa jest strasznie ciężka. Czuję to fizycznie i psychicznie. Przemęczona intensywnym myśleniem. Czasem to efekt intelektualnego wysiłku w pracy, a czasem skutek przesadnego analizowania i uciekania myślami w przyszłość. Moja głowa jest wtedy jak przerośnięty arbuz. Dziwię się, że nie spada pod własnym ciężarem.
Na takie sytuację, lubię wizualizację z balonikiem. Od czasu do czasu, nad osiedlowymi blokami, gdzie mieszkamy, unosi się w przestworza taki balonik z helem, zgubiony albo celowo wypuszczony na wolność przez dziecko. Patrząc na niego, myślę sobie nieraz: Och, gdyby moja głowa mogła być lekka jak ten balonik! Albo, gdybym mógł wypuścić nadmiarny ładunek myśli jak taki balon!
Zamiast zatem trzymać się kurczowo zbytecznych, ciążących nam myśli, powinniśmy dla własnego dobra wypuścić je z rąk niczym baloniki z helem. Już sama wizualizacja może okazać się pomocna. A jeśli to nie wydaje Ci się zbyt szalone, dobrze nawet taki fruwający balonik sobie zakupić i dokonać symbolicznego gestu rozstania się z jakimś myślowym natręctwem (oczywiście, gdy nie będą patrzeć sąsiedzi). Mój balkon nadaje się zupełnie dobrze na taki pas startowy dla brzemiennych w znaczenie baloników! Kto wie, może Twój również? 🙂
Obraz #6. Ogień płonący na Końcu Świata
Wybrałem się przed laty na słynną drogę do Santiago del Compostela, czyli na Camino. Być może wiecie, że niektórzy przedłużają sobie ów pielgrzymi szlak o mniej więcej trzy dni, aby dotrzeć jeszcze dalej, na sam koniec świata, czyli do wysuniętej najdalej na zachód miejscowości Fisterra, przy linii brzegowej Oceanu Atlantyckiego. Obowiązuje tam pewien obyczaj (przynajmniej tak wtedy słyszałem), który polega na spaleniu w tym szczególnym miejscu swojego starego, znoszonego ubrania pielgrzyma. Ta zmiana stroju to uniwersalny symbol odrodzenia i nowego początku (jak sukienka ślubna czy habit podczas obłóczyn w zakonie). To widoczny gołem okiem znak, że dokonała się w nas radykalna przemiana, że nie jesteśmy już tym samym człowiekiem, co wcześniej. Jakbyśmy zrzucili starą skórę.
W naszym domu jest zawsze pod ręką przynajmniej kilka świeczek i zapalamy je z żoną regularnie niemal każdego wieczora. Wiadomo, że już samo patrzenie na ogień uspokoja, a obserwowanie ogniska to być może pierwsze doświadczenie medytacyjne ludzkości. Jednak w tym przypadku, chciałbym zaproponować Ci coś więcej niż kontemplację płomienia. Może czas spalić stary list albo taki, który dopiero napiszesz. Można zawrzeć w nim myśli i wspomnienia, które ciążą i nie dają nam spokoju. Może to właśnie metafora ognia będzie dla Ciebie kluczowa. Popiół, który zostanie – nie jest symbolem negatywnym, przecież to właśnie dopiero z popiołów może się odrodzić mityczny feniks…

Obraz #7. Oddech nauczy Cię wszystkiego

Najprostszą i najcenniejszą metaforę dla odpuszczania masz jednak zawsze przy sobie, nie musisz nigdzie iść ani niczego kupować, bowiem wystarczy… Twój oddech.
Ciekawa sprawa z tym oddechem. Czy wiesz na przykład, że wdech i wydech można porównać w pracy naszego ciała do delikatnego przyciskania na przemian pedału gazu i hamulca? Wdech – to gaz, jest związany z mobilizacją do działania. Wydech – to hamulec, to wejście w stan relaksacji. To dlatego, kiedy jesteśmy spięci możemy zauważyć, że nasz oddech jest nierówny, a szczególnie, że skraca się nasz wydech. Czasem wręcz go wstrzymujemy z tego całego napięcia! Nie pożylibyśmy więc długo, gdyby to nasza hiperkontrola mogła władać procesem oddychania. Nie umielibyśmy pewnie w ogóle wypuścić z siebie powietrza.
Kiedy zatem, naprawdę chcesz już sobie coś odpuścić, usiądź, zamknij oczy i spokojnie poddychaj. Aby wydłużyć nieco oddech, możesz spróbować wydychać powietrze ustami, tak jakbyś miarowo wypuszczał powietrze z balonika albo przez słomkę. Dodaj do tego jeszcze świadomą intencję: wyobraź sobie np. że kiedy puszczasz powietrze, odpuszczasz tym samym dokładnie to, co tak bardzo Cię ostatnio niepokoi (jakieś konkretne zmartwienia czy napięcia). Nie da się żyć bez wydechu, zarówno dosłownie, jak i metaforycznie!
Dlatego odetchnij sobie nieco! 🙂
Post Scriptum, czyli bonusowa metafora
Kiedy pisałem już ten tekst (a zajęło mi to trochę czasu), przyszedł mi do głowy jeszcze jeden obraz, na tyle jak sądzę istotny, że postanowiłem zamieścić go w Post Scriptum jako bonus dla najwytrwalszych czytelników, którzy dobrnęli aż dotąd! 🙂
Czy pomyślałeś kiedyś o tym, że Twoje własne ciało jest również metaforą? Policzki są symbolem czułości. Twardy kark – krnąbrnego uporu. Pępek – to widoczny gołem okiem symbol tego, że należysz do ludzkiej społeczności (i że nie pojawiłeś się na świecie jako samowystarczalna jednostka). Oczy to zwierciadło duszy itd. Można by wymieniać długo. Spójrzmy jednak teraz uważniej na dłonie. Mówimy przecież, że zaciskamy kontrolę – dokładnie tak, jakbyśmy zaciskali pięści. Zatem, co by było, gdybyśmy je rozluźnili?
Usiądź do ćwiczenia, w którym pobędziesz dłuższą chwilę, koncentrując się na geście otwartych dłoni. Możesz je położyć na kolanach albo nawet nieco unieść w górę. Możesz również wyobrazić sobie, że na tych dłoniach siada Ci motyl – coś ważnego i cennego od życia, a Ty nie musisz i nie możesz tego kontrolować (biedny byłby ten motyl, którego chciałbyś zatrzymać przez zaciśnięcie pięści!). Otwarte dłonie to też znak gotowości do przyjmowania. Życie ma jeszcze dla Ciebie niejeden prezent, pod warunkiem, że pozwolisz sobie nieco odpuścić kontrolę. W świecie hiperkontroli nie ma niespodzianek i jest to ostatecznie niewypowiedzianie smutne.
Jeśli czujesz różne napięcia w ciele, zastosuj do nich tę metaforę. Jeśli napinasz plecy, to wyobraź sobie, że rozluźniasz je jak otwartą dłoń. Podobnie obręcz barków, żuchwę, pośladki czy mięśnie brzucha. Cały zmień się w tym ćwiczeniu w otwartą dłoń. Nie musisz ciągle toczyć z życiem bójki przy użyciu zaciśniętych pięści! Nawet Rocky Balboa wrzucał czasem na luz. 🙂

Hej, hej! Zobacz także:
- Karty Trening Uważności (e-book) || materiał do pobrania z Księgarenki
- Autobus Pełen Nieprzyjaciół. Czyli fascynujące metafory w terapii ACT. || artykuł na Tekstowisku
- Tańcząc z indykami. Czyli o akceptacji wewnętrznych natrętów. || artykuł na Tekstowisku
- Ile jest Romków w Romku? Czyli o wielu duszach w nas. || artykuł na Tekstowisku
- Trening mindfulness || program szkoleniowy z oferty Warsztatowni
Jeśli chcesz mnie wesprzeć, postaw mi kawę.
Doda mi sił, kiedy znów usiądę do pisania:)
